Z pewną taka nieśmiałością, zabieram się za ten wpis. Będzie to bowiem relacja z gali, z okazji powrotu Maxima na polski rynek. W którym to wydarzeniu, uczestniczyła moja skromna, acz elegancko ubrana osoba.
Przy okazji tego wiekopomnego wydarzenia, uświadomiłem sobie, że straciłem kontakt z naszą kulturą narodową.
Nie miałem pojęcia komu pstrykają zdjęcia reporterzy, mogłem tylko podejrzewać, że koleś z długimi ulepionymi żelem włosami to pewnie jakiś piłkarz, bo oni tak głównie wyglądają. Prawdy się pewnie już nigdy nie dowiem, no chyba, że zajrzę na Pudelka.
Prokopa poznałem, bo występuje z idolem mojego kota, Hołownią, gwiazdą nowego trendu duchowego, cool katolicyzmu ( zwane również coolcat). Hołowni jednak nie spotkałem.
Nie miałem pojęcia, że Hanka Mostowiak umarła, o czym informowały najważniejsze media w Polsce. Nie mam pojęcia kim jest Magda Mielcarz z okładki Maxima.
Jednak szczytem mojej ignorancji, było nierozpoznanie, najważniejszej felietonistki Maxima, pani Dody. Na własną obronę mam tylko to, że właśnie zajadałem się pyszna paellę, a ona stała do mnie tyłem i jadła bigos.
Jeśli ktoś widział panią Dodę z tyłu, to wie, że ma wydzierane anielskie skrzydła na plecach. Ja kurwa nie wiedziałem, a przecież mogłem ją spytać czy jej smakuje, czy nie za kwaśny ten bigos?
W ramach pokuty przeczytam cały jej artykuł: "Rozwolnienie Jaźni", na ostatniej stronie miesięcznika. Mam tylko nadzieję, że bigos był świeży i tytuł nie okaże się proroczy dla pani Dody.