Witam w roku 2012. Nadal byczę się na urlopie, ale z okazji nowego, starego święta zrobiłem sobie przerwę. Poniżej relacja z
Maastricht, gdzie witałem Nowy Rok za darmoszkę, dzięki
couchsurfingowi.
*zapałki po niderlandzku to LUCIFER, i wszystko jasne
Zrobimy sobie małą wycieczkę po mieście, z motywem przewodnim:
adaptacje. Nowe, trudne słowo na nowy rok. Kot uczy i bawi!
Miejsce numer jeden, to księgarnia
Selexyz Dominicanen w dominikańskim kościele, z 1294 roku. Ponieważ, o zgrozo, w Holandii nawet Kościół płaci podatki, zdarza się, że z braku środków płatniczych, musi sprzedać swoje nieruchomości. Księgarnia jest piękna i ma świetną lokalizację. Słyszałem jednak, że przędzie równie słabo co Kościół Katolicki w Holandii. Może to kwestia złego fengshui?
Następnie, udamy się nad rzekę Maas, gdzie w dawnym budynku dystrybutora zbożowego, ulokował się squat
Landbouwbelang (LBB). Miejsce, aż kapie alternatywnością i sztuką niezależną. Sam bym tam chętnie zamieszkał.
Jak się zrobi cieplej.
Freedom, space, not having to pay ren!
Więcej fotek na ich stronie
landbouwbelang.org
Trzeci lokal to znowu kościół. W swojej historii, był już klubem nocnym, a teraz hulają tam i swawolą trochę młodsze dzieci, bo ulokowało się tu
Funville. Dzięki kasie z dwóch zajebiście wielkich zjeżdżalni, które stoją w nawie głównej, historyczne elewacje są poddawane renowacji. Nie ma to jak łączyć, przyjemne z pożytecznym.
Jest jeszcze kilka ciekawych miejsc w Maastricht, większość w pobliżu starego miasta, ale nie dajcie się tu uziemić, na dł
użej niż dwa dni.
Dag! Bakalandio! Do zobaczenia!